Recenzja filmu

Projekt X (2012)
Nima Nourizadeh
Thomas Mann
Oliver Cooper

Totalna demolka

"Projekt X" nie cacka się z widzem: przekracza granice przyzwoitości na większą skalę niż inni, wykorzystując ku temu odmienną formę filmową.
Już jakiś czas temu można było odnieść wrażenie, że amerykańska komedia wyzbyła się wszelkich zahamowań obyczajowych. Po prostackim seksualizmie "American Pie", alkoholowo-narkotycznych ekscesach "Kac Vegas" i ich pochodnych trudno było sobie wyobrazić, co może jeszcze oburzać szerszą publikę. A jednak, autorom "Projektu X", wśród których znalazł się zresztą twórca "Kac Vegas", Todd Phillips, udało się wywołać oburzenie, i to nie tylko tych przytulających się do prawej ściany.

Komedia o szalonej imprezie grupy nastolatków nie narusza żadnego tabu, które nie zostało wcześniej naruszone. Ale czym innym jest dostać podczas seansu parę razy po łbie, a co innego dostawać co chwilę, i to coraz mocniej. "Projekt X" nie cacka się z widzem: przekracza granice przyzwoitości na większą skalę niż inni, wykorzystując ku temu odmienną formę filmową. I co więcej, wcale nie próbuje się ze swojego karygodnego zachowania tłumaczyć.

Sam fabularny schemat "Projektu X" przerabialiśmy już wielokrotnie: od "Ryzykownego interesu" poczynając, a na "Supersamcu" kończąc. Bohaterem opowieści jest Tom, który nie należy do najpopularniejszych dzieciaków w szkole, ale oczywiście nam, widzom, trudno przyszłoby go od razu nie polubić. Chłopak chce, aby jego impreza urodzinowa była spektakularna i została zapamiętana przez znajomych. Lecz to, co się w trakcie wieczoru wydarzy, przekroczy jego najśmielsze oczekiwania. A wszystko dzięki pomysłowości kumpli, którzy zaprosili na przyjęcie trochę więcej osób niż to było w planie...

Liderem grupy przyjaciół jest Costa - przebiegły mały-dorosły, karykatura latynoskiego lowelasa. Za nim obowiązkowo plącze się pocieszny grubasek, czyli J.B. Paczkę dopełnia niewidoczny kamerzysta, którego to nagranie niby oglądamy. Dekoracja jest standardowa: pusta willa rodziców, ich basen i samochód. Czynności wykonywane przez bohaterów również nietrudno przewidzieć: będzie to picie alkoholu, zażywanie narkotyków, seks i inne zakazane, a przez to uwielbiane przez młodzież rozrywki. Do tego dochodzą mniej typowe elementy: mały szaleniec pełniący rolę ochroniarza, karzeł (Verne Troyer) wyskakujący z piekarnika i wypełniony nielegalnym towarem ogrodowy krasnal...

Ale nie historia jest tu najważniejsza. Równie dobrze moglibyśmy oceniać "Piranię 3D" pod względem budowy fabuły. Jej zadaniem jest głównie nie przeszkadzać widowni w beztroskiej rozrywce: obserwacji wskakujących do basenu i obnażających biust nastolatek oraz narastających efektów zniszczeń. Choć "Projekt X" jest stylizowany na found footage, nie ma w nim nic z amatorskiego wideo. Reżyser Nima Nourizadeh, doświadczony twórca teledysków, swój filmowy debiut także uformował na podobieństwo klipu, gdzie najważniejsze są wizualne atrakcje i szybki montaż pod dobrą muzykę.

Ponadto "Projekt X" przypomina taki film akcji, w którym główną podnietą dla widza jest uczestnictwo w beztroskiej demolce całego otoczenia. Co prawda tutaj ma to miejsce przy lekkim zakłopotaniu głównego bohatera, ale widzom, pod warunkiem, że nie obudzi się w nich wewnętrzny moralizator ("Jak tak można! Przecież to dzieci!"), imprezowa rozróba sprawi dużo radości. Ten film pozwala poczuć wyzwalającą moc humoru. Humoru, który przekracza granice przyzwoitości i nie ogląda się na nic.

To film uczciwy: nie udaje dobrych intencji. Nie każe nam śmiać się z zakazanych rozrywek, by następnie potępić je w umoralniającym zakończeniu, co jest typową strategią zachowawczej amerykańskiej komedii. Owszem, jest tu obecna jakaś kara ze strony rodziców, ale twórcy nie pozostawiają wątpliwości, że Tom dzięki imprezie więcej zyskał, niż stracił. I chyba dlatego po premierze pojawiły się głosy o demoralizującym wpływie "Projektu X" na dziatwę. Co samo w sobie stanowi niezły dowcip i przejaw hipokryzji, jeśli weźmiemy pod uwagę przekaz płynący zewsząd z kultury popularnej do młodych ludzi. 

"Projekt X" nie kończy na obietnicy pokazania dzikiej balangi. Naprawdę ją pokazuje. I jeśli tylko jej efekty Was nie zgorszą, to seans będzie udaną imprezą.
1 10
Moja ocena:
7
Rocznik '82. Absolwentka dziennikarstwa i kulturoznawstwa na UW. Członkini Międzynarodowej Federacji Krytyków Filmowych FIPRESCI. Wyróżniona w konkursie im. Krzysztofa Mętraka. Publikuje w "Kinie",... przejdź do profilu
Czy uznajesz tę recenzję za pomocną?

Pobierz aplikację Filmwebu!

Odkryj świat filmu w zasięgu Twojej ręki! Oglądaj, oceniaj i dziel się swoimi ulubionymi produkcjami z przyjaciółmi.
phones